Sport

Trener polskiego mistrza Wimbledonu nakreślił całą prawdę o swym podopiecznym i jego mikstowej partnerce. „Przecież miałeś podbiec!”

Nie milkną echa wimbledońskiego triumfu Jan Zielińskiego i Hsieh Su-wei w rywalizacji mikstów. To drugie wielkoszlemowe zwycięstwo tej pary, po styczniowej wygranej w Australian Open. Kulisy współpracy na korcie pary, którą dzieli… 11 lat (o tyle Polak jest młodszy od swej partnerki), przybliżył nam trener naszego tenisisty, Mariusz Fyrstenberg – w przeszłości wybitny specjalista od gry deblowej.

„Super Express”: – Wygrana na Wimbledonie to wielka sprawa, nawet jeśli ta mikstowa wyceniana jest duuuużo niżej niż singlowa. Jan Zieliński przeszedł do historii?

Mariusz Fyrstenberg: – Tak, i on to wie, choć… pewnie jeszcze nie poczuł tego dobrze. Logistyka powrotu do kraju, obowiązki medialne – to przecież część gry w tenisa… Sam więc zaznaczył, że pewnie dopiero koło czwartku-piątku dopadnie go refleksja, co tak naprawdę się stało i czego dokonał. I zacznie się cieszyć, bo – jak przyznawał – właśnie Wimbledon jest tym turniejem, który wygrać chciał najbardziej. Jego świętej pamięci tata zawsze mu powtarzał, że bardzo chciałby go widzieć w roli zwycięzcy zmagań w Londynie.

– Drabinka nie była łatwa, za to finał zaskakujący: meksykańskiej pary jako rywali nikt się chyba nie spodziewał!

– Rzeczywiście, wszystkie rundy – oprócz finału – były trudne. Finał zaś „na papierze” miał być łatwy i… był. Cóż, losowanie… Wszystkie mocne pary były w połówce Janka i Hsieh Su-wei. Tym większa była więc presja w finale. Byli faworytami, ale trzeba jeszcze było postawić ten ostatni krok. Ale już po pierwszych dwóch-trzech gemach w boksie na korcie centralnym pomyślałem sobie głośno: „Presja zeszła, już po stresie. Będzie dobrze”. I było.

Related Articles

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Back to top button