Nie chciała igrzysk, nie miała “całego serca”. “Dwójka” po Sabalence, rozbita 6:0
Aryna Sabalenka zrezygnowała z olimpijskiego występu jeszcze w połowie czerwca, nagle w Berlinie oświadczyła, że “nie chce tylu zmian nawierzchni”. Miało chodzić o jej zdrowie, choć problemy przyszły kilka dni później – i spowodowały wycofanie się z Wimbledonu. W jej ślady poszło kilka innych gwiazd, choćby: Ons Jabeur, Paula Badosa, Emma Raducanu, Wiktoria Azarenka. No i Daria Kasatkina, która długimi miesiącami była w TOP 10 rankingu WTA, ale z niego ostatnio wypadła.
Jej sytuacja jest trochę inna, nie jest “ukochaną tenisistką” rosyjskich elit. Z uwagi na orientację seksualną, ale i poglądy na temat napaści na Ukrainę. Niedawno przyznała, że od agresji na Kijów nie była w swoim kraju, a jej bracia wyjechali do Kanady. I nie ma pewności, że dostałaby akceptację dla swojego występu w Paryżu przez tamtejszy komitet olimpijski. Bo to, że nie mogłaby występować pod rosyjską flagą, jej akurat by nie przeszkadzało.
Sama zaś przyznała w wywiadzie dla Tennis Channel, że “występ na igrzyskach olimpijskich byłby błędem”. A to dlatego, że “igrzyska olimpijskie to coś, na co trzeba jechać całym sercem. Musisz czuć, że chcesz tam jechać i dać z siebie wszystko”. Ona zaś tego nie czuje.
6:2, 5:4 dla Kasatkiny. I serwowała po awans. Pełnie zaskoczenie na koniec, dziewięć gemów jej rywalkiTyle że występ w Waszyngtonie zakończył się dla Kasatkiny fatalnie, zupełnie nie tak, jak się spodziewała. Na trawie przecież źle nie było, triumfowała w Eastbourne, w Wimbledonie przegrała mecz “na styku” z Badosą. W stolicy USA nie musiała grać w pierwszej rundzie, zaczęła od drugiej, od starcia z Caroline Dolehide. Amerykanka w tym roku nie ma takiego błysku, jaki zanotowała poprzedniej jesieni, wtedy doszła do finału WTA 1000 w Guadalajarze. Może za chwilę wypaść z TOP 50, a to będzie kosztować choćby konieczność przebijania się przez kwalifikacje w wielu turniejach. Chyba, że zaliczy jakiś świetny start przed US Open i w samym ostatnim Wielkim Szlemie.